Od dzieciństwa nie sypiam, a nocami rozmyślam. Łatwy sen jest mi obcy. Tossing and turning… i nic. Często trudno mi odciąć się od natrętnych myśli, zatrzymać karuzelę w głowie. Ale nawet ja, przypadek graniczny:), poddany dźwiękom mis czy koncertowi na gongi, szybko zapadam w stan odprężenia. Nie, nie zapadam w sen, ale relaksu doświadczam na różnych płaszczyznach. Przede wszystkim napotykam na wyraziste obrazy, sceny, takie jakie czasem przypływają tuż przed zaśnięciem. Ja je sobie tłumaczę jako fragmenty z poprzednich istnień, bo są to zawsze epizody historyczne, przychodzące z głębokiej przeszłości, z innej epoki. Dźwięki mis i gongów sprawiają, że pojawiają się emocje, które odreagowuję. Doświadczam przemożnej potrzeby zagłębienia się w tę miękkość dźwięków, które zataczają kręgi, dochodzą coraz bliżej, by przeniknąć ciało na wskroś. Kilka razy skorzystałem z takiej terapii w Ani krakowskim i warszawskim studiu.